Podziel się wrażeniami!
Pierwsze oszołomienie majestatem zabytków starożytnego Egiptu, jakie stało się moim udziałem w świątyni luksorskiej, trwało tego dnia nadal, bowiem zaraz po Luksorze udaliśmy się do położonego nieopodal kompleksu świątynnego w Karnaku. Świątynie były wznoszone w okresie Nowego Państwa i późniejszym. Największa część kompleksu poświęcona była Amonowi-Re, a mniejsze bogu Montu oraz bogini Mut (żona Amona). Swoje sanktuaria mieli też faraonowie Ramzes III i Totmes III. I znowu żądni szczegółów mogą się czuć zaproszeni do bibliotek.
Na zdjęciu poniżej ogólny widok frontu. Dwa pylony, z czego lewy z wyburzonym piętrem, a poza tym brama także bez górnego zwieńczenia.
Jesteśmy u wrót świątyni. Nasza pilotka - to ta osoba z lewej strony na zdjęciu poniżej - butelką wody podniesioną do góry, niczym buławą wzywała nas do podążania za nią. Przed nami piękna, ale krótka Aleja Sfinksów o baranich głowach. Baran był uważany za święte zwierzę boga Amona.
Wchodzimy na dziedziniec za pylonami.
Zdjęcia posągu faraona ukazują spotykaną w historii Egiptu cechę proporcji postaci. Rzecz w tym, że małżonka faraona nie mogła być ukazana, jako równa królowi. Musiała być przedstawiona, jako zgoła miniaturka. Choć jak się potem okazało bywały wyjątki od tej reguły. Historycy dopatrywali się w tych przypadkach wyjątkowości uczuć, jakie łączyły małżonków.
Rzut oka do tyłu. Na pierwszym planie wejście do świątyni Ramzesa III. Widoczne prace rekonstrukcyjne są pozbawione finezji, co widać po gładkich wypełnieniach ubytków szarą zaprawą.
Weszliśmy do Wielkiej Sali Hypostylowej.
Szczególna uwaga należy się wszystkim zdobieniom, szczególnie tym z zachowanymi kolorami.
I znowu gdzieś tam „nieśmiałe” próby rekonstrukcji. Nie widać nikogo przy pracy. Ciekawe, czy przypadkiem za faraonów nie budowano szybciej?
Wychodzimy spod gigantów Wielkiego Hypostylu. Teren bardziej odsłonięty. Obiekty dość poszarpane przez los. Ale wszędzie nie brak tego, co tak fascynuje historyków: to kamienne księgi pisane hieroglifami.
Minęło akurat południe i mimo, że to koniec września, upał jest ogromny, jak dla nas Europejczyków z północy. Przyglądam się tej totalnej, otaczającej nas, ruinie, ale jednocześnie widać, że ruina jest jakby niekompletna. I tu historia daje nam odpowiedź. Otóż, w starożytności świątynię burzyli Koptowie w odruchu zwalczania „złej” religii, a w średniowieczu to samo czynili fanatycy muzułmańscy, ponadto ruiny były świetnym magazynem materiałów budowlanych - wystarczy. I tym ostatnim można, choć w części, tłumaczyć, dlaczego rekonstrukcje idą tak niemrawo. Po prostu brakuje klocków, aby złożyć tego wielkiego puzzle’a.
Mijamy mały dziedziniec i znowu szukając odrobiny cienia wchodzimy pod kamienne konstrukcje kolejnego pawilonu kompleksu świątynnego. To pozostałości świątyni Totmesa III.
Budowla od frontu, w stosunku do wcześniej widzianych, jest jak na ruinę ogólnie w niezłym stanie, choć na jej zapleczu wygląda to gorzej. Ale od frontu widać ściany, filary i sklepienia. I przepiękne kolorowe zdobienia. Niesamowite. Przecież one mają trzy tysiące lat.
Szukam ciekawych ujęć. Ale nie ma wiele do wyboru. Możliwe są ujęcia tylko z poziomu przyziemia.
Nagle zza ściany wyłania się postać policjanta w białym mundurze. Oczywiście obowiązkowy kałasznikow na ramieniu. Ja rozglądam się i zauważam kilka metrów dalej kamienne schodki prowadzące na poziom pierwszego piętra. Ale dostęp do nich zagradza drewniany kij, oparty poziomo na kamieniach - jak szlaban. Nie jest to typowy „oficjalny” sznur, ale kij. Spojrzałem na policjanta, on na mnie, i chyba mnie zrozumiał. Wymieniając kilkukrotnie jedno tylko słowo „panorama”, wskazał jednocześnie na owe schodki i chwycił za kij, ale go nie ruszył. Zauważył moje lekkie kiwnięcie głową, więc tajemniczy pręt na chwilę zniknął, a ja wszedłem na schodki. Ale zanim minęły moje dwie minuty na pięterku, zauważyłem, że do policjanta doszlusował jakiś cywil, zapewne jego znajomy. A skoro znajomy, to sprawdziłem w kieszeni, czy mam dwie jednofuntówki. Miałem.
Na zdjęciu poniżej, oprócz policjanta i jego znajomego, widać ruiny sanktuarium świątyni Totmesa III, widziane z udostępnionego mi pięterka.
Rzeczywiście pięterko pozwoliło mi ujrzeć otoczenie z lepszej perspektywy, więc wykorzystałem tę okoliczność jak się dało - i jednocześnie musiałem się śpieszyć, bo nasza grupa już znikała za ruinami.
Obydwu pożegnałem uśmiechniętych.
Hej! Fajnie że Ci się chce dzielić swoimi wrażeniami i zdjęciami! Brawo!
Dobrym uzupełnieniem tych relacji byłoby trochę technikaliów fotograficznych i podpowiedzi dla osób początkujących np. Jak ustawiłeś aparat do takich zdjęć ☺️
Miło, że zapytałeś. Szkoda jednak, że nie zapytał o to nikt z tych początkujących. Oczywiście zawsze można podawać dane z exifa, ale to chyba nie ma sensu. Te zdjęcia nie idą przecież na konkurs, a są jedynie moim miłym wspomnieniem.
Tryby fotografowania
Początkującym odradzam wpadania w nawyk stosowania pełnego trybu automatycznego. To nie ma bowiem nic wspólnego ze świadomym fotografowaniem. Trzeba zacząć uczyć się poznawać aparat i jego możliwości od samego początku jego posiadania, wypróbowując różne opcje. Aparaty cyfrowe, to nie dawne analogowe, gdzie naciśniecie spustu migawki oznaczało nieodwołalnie zużycie klatki filmu bez możliwości korekty, a i tak bez podglądu. W cyfrakach można dowoli próbować i kasować, jesli nie wyszło. Rzecz w tym, aby ćwiczyć w warunkach domowych, na spacerze w parku, czy w innym podobnym miejscu, gdzie nieudane próby nie oznaczają katastrofy nieodwołalnej utraty tematu. Nie można się uczyć dopiero na dalekiej wyprawie. Tam trzeba już coś umieć.
Generalnie pamiętać należy o okolicznościach fotografowania, które determinują pewne priorytety. W trakcie wycieczek, które odbywałem z biurem podróży, nie miałem czasu na medytowanie nad ustawieniami. Tak ogólnie stosuję wtedy przeważnie pewne zasady, w których stosuję tryb fotografowania A lub P. Tryb A najlepiej sprawdza się przy fotografowaniu na bliski dystans, gdy ważna jest kontrola głębi ostrości.Generalnie zdjęcia plenerowe nie zawierają scen dynamicznych, aby trzeba było stosować program, w którym głównym parametrem kontrolowanym jest czas migawki.
Czułość matrycy.
Gdy mam do czynienia z jasnym dniem, a w szczególności słonecznym, ISO daję jak najmniejsze. To tak, aby wyeliminować możliwość zaistnienia szumów. Nie wszystkie zdjęcia są plenerowe. W mrocznych wnętrzach często ustawiam ISO na Auto. Wtedy oczywiście liczę sie z tym, że szumy dadzą o sobie znać, ale jest to zawsze kompromis: coś za coś. Albo wyjdzie zaszumione, albo zamzane. W jasnych wnętrzach, ale niekiedy i w ciemniejszych, raczej kontroluję czas migawki, aby z ręki zdjęcia wyszły nieporuszone i wtedy ISO ustawiam tak, aby czas był odpowiednio nie za długi. W takich przypadkach czas migawki determinuje wprawa ręki. Kiedyś nieporuszone zdjęcie wykonywałem przy czasie 1/30 sek. Potem ten czas odpowiednio się wydłużał i obecnie moim granicznym osiągnięciem bywa 1/8-1/6 sek. Ale bywa, bo nie zawsze się udaje. Jest to zatem kwestia wprawy i początkującym doradziłbym wprawiać się i w tym. Dobrze przy tej nauce zwrócić uwagę na umiejętność chwilowego wstrzymania oddechu, po częściowym wypuszczeniu powietrza z płuc.
Balans bieli
Balans bieli w zdjęciach plenerowych z definicji mam na słoneczko. Automatyczny balans ustawiam tylko wtedy, gdy spodziewam się zmiennych źródeł światła, czyli o różnych temperaturach barwowych. Odnośnie do tego, czym są te temperatury, początkujących fotoamatorów odsyłam do literatury fachowej. Ale każdy zauważyl chyba że światło świecy daje barwę żółtą. Żarówki świetlówkowe miewają barwę mniej żółtą niż świece. Światło dzienne zależne jest od pory dnia. Rano i wieczorem bywa żółte, ale w środku dnia jest najbardziej białe. Każda wartość temperatury barwowej wyrażona jest w stopniach Kelwina. Dla przykładu świeca ok. 2000 st.K, żarówka ok .2500, świetlówki "ciepłe" 2800, świetlówki "zimne" 4000, a nawet więcej. Światło środka dnia 5000-6000 st.K. Piorun - 8000 st.K.
Czemu piszę o tym tyle (dla początkujących oczywiście)?
Bo każdy chciałby robić zdjęcia ładne. Ale czy ładne będzie zdjęcie, gdy śnieg ma wyraźną żółtą dominantę? albo różową? Tak jak biały obrus na stole powinien być rzeczywiście bialy.
Więc jeśli fotografuję w mocnym świetle żarówek - balans ustawiam na żarówkę oczywiście. Oczywiście, jeśli ktoś ma aparat z zapisem RAW, to problem ustawienia balansu bieli w aparacie przestaje istnieć, ale nad balansem popracujemy wtedy już w komputerze.
Lampa błyskowa
Z definicji mam w aparacie zawsze wyłączoną opcję automatycznego uruchamiania się lampy błyskowej. To ważne głównie w muzeach, które zabraniają używania flesha. Ale są miejsca, gdzie wprawdzie nie ma takich zakazów, ale często widuję fotografujących, którzy np. w ogromnej kubatury mrocznym kościele błyskają w przekonaniu, że im coś wyjdzie. A oni nie czynią nawet tego świadomie, tylko dzieje się tak, bo mają ustawienie aparatu na pełny tryb automatyczny. Lampa błyskowa wbudowana ma zazwyczaj ograniczone pole działania do kilku metrów (w różnych modelach aparatów wypada to nieco różnie), co sprawia, że obiekt na końcu mrocznej sali, która ma kilkanaście lub wiecej metrów długości, wypadnie na zdjęciu jako czarna przestrzeń. Natężenie światła maleje bowiem wraz z kwadratem powiększającej się odległości od obiektu.
Filtry polaryzacyjne
Te aparaty, które mają obiektyw z gwintem, mogą pracować z filtami. Szczególnie filtry polaryzacyjne są czynnikiem wzmocnienia efektu kolorystycznego, np. nieba, wody, czy kwiatów - poprzez odcięcie pewnej części promieniowania i zapobieżeniu mocnych odblasków. Warto kupować tylko dobre, a zatem niestety drogie filtry. No i trzeba pamiętać, że filtry zabierają nieco światła, co jednak w plenerach dziennych nie pogarszało u mnie jakości obrazu. Mając filtr trzeba sobie przed wyprawą nieco poćwiczyć. Te moje egipskie zdjęcia wykonywałem jeszcze bez filtrów.
Lajam. Myślę, że tym małym wykładem nieco rozjaśniłem temat, o który pytałeś. Te zasady, które opisałem wyżej, są na tyle uniwersalne, że mogłyby w zasadzie pasować do większości moich foto-wspomnień. A teraz chciałbym, aby rzeczywiście jacyś początkujący zawitali na Forum i zaczęli zadawać konkretne pytania.
Dziękuję, że poświęciłeś aż tyle miejsca i swojego czasu. Mam nadzieję, że to zachęci osoby tylko czytające forum do większej aktywności.
Miło zawsze pogawędzić. I dziękuję za uznanie. Mnie namawiać do pisania nie trzeba. Ja to czynię dla czystej przyjemności dzielenia się wspomnieniami. W tej chwili mam już przygotowanych 7 kolejnych foto-wspomnień, a w zamyśle są następne.
Dziękuję też, że pochyliłeś się nad problemem aktywności na forum. To nie jest jednakże sprawa, w której jestem optymistą. Też chciałbym, aby ruch w interesie się wzmógł. Ale jestem też i realistą. Obserwuję forum od pół roku, tj. tyle, ile tkwię w Społeczności, i dostrzegam sporą pasywność. A może przydałby się jakiś system oceny aktywności, który promowałby tych najbardziej zaangażowanych, czymś więcej niż pochwałą w rodzaju: "Świetny wpis". Może przydałby się jakiś lepszy "cukierek"? Ale to wymagałoby włączenia się Community Team. Gdyby wywiązała się na ten temat jakaś dyskusja, to chętnie włączył bym się do niej.